Niedawno moje psy stłukły ozdobną, ceramiczną misę. Ładny przedmiot, widać było zamysł artysty: lekko falujące brzegi, przyjemne dla oka kolory ziemi. Szkoda… Ten domowy wypadek skłonił mnie do refleksji nad kruchością i trwałością, czasem i przestrzenią. Co w mojej przestrzeni ważniejsze? Misa czy psy? Z czego swoją przestrzeń budujemy? W mojej panuje trochę chaosu – nic dziwnego – nadal psy są ważniejsze 😊
Przestrzeń w nas to relacje, które budujemy przez cale życie. Mam poczucie, że im więcej dobrych! relacji, tym moja wewnętrza przestrzeń powiększa się i pięknieje. To Osoby ją wypełniają – ludzie: moja Rodzina, moi Bliscy, Przyjaciele oraz czworonożni - moje Stado. I tak relacje wewnętrzne tworzą chaos w przestrzeni zewnętrznej! A tam musi być miejsce na wszystko – i na sierść, na głaspieski i głaskotki, na książki, na rozmowę, na zmęczenie, smutek, radość i euforię. I wszystko musi się zmieścić! I nie mogę oddzielić mojej przestrzeni zewnętrznej od tej wewnętrznej – najwyraźniej jesteśmy razem. Może dlatego, że otaczam się przedmiotami, które lubię? Może kluczem jest harmonia wygodnego fotela? Przyjaźń z książkami? Radość kwiatów w ogrodzie?
Mojej przestrzeń określa też czas – pory roku wyznaczają rytm mojej wewnętrznej przestrzeni, wbrew cywilizacyjnej chęci zrównania wszystkiego. Patrząc na opadające liście czuję jesień. Ale nie w zmianie pogody, w krótszych dniach, czy słocie. Nie. To niecierpliwość ogrodu. Nagle wszystko zamarło, nowe wsadzone, cebulki w ziemi, schowane narzędzia. Jeszcze gdzieniegdzie dokwitają róże – taki prezent na zimowe pożegnanie. Ale trzeba czekać. Na wiosnę!
I wtedy wracam do domu, do przedmiotów, może najbardziej kruchych w moim świecie. Filiżanki – takie delikatne, prześwitujące, mniejsze i większe. I każda – babuleńka. Najmłodsza ma 70 lat! Ale w witrynie królują głównie stu– stupięćdziesięciolatki. I czasami wyjmuję którąś i piję w niej kawę. I zastanawiam się nad losami kruchych przedmiotów – delikatna porcelana, która przetrwała dwie wojny, powstała gdzieś na Śląsku (moje ulubione to Prussia i Carl Tielch), może w Anglii czy Francji. Jedna nawet zawitała do mnie z Kopenhagi. Jaki były ich losy? Do jakiej przestrzeni czyjegoś domu były kiedyś kupione? I wtedy już zupełnie splata mi się przestrzeń, czas i filiżanki, a wszystko w oparach kawy.
Comments