top of page

Skąd się wzięły czekoladowe króliki i czekoladowe jajka?

Dla Basi



Dawno, dawno temu, w pewnej przepięknej krainie wydarzyła się niezwykła historia, która miała na zawsze odmienić tradycje związane ze Świętami Wielkanocnymi. 

W owej krainie zawsze o tej samej porze roku rozkwitają nagle wszystkie kwiaty – małe i duże, białe i czerwone, płaskie i kuliste. Powietrze wypełnia się wtedy cudnym aromatem tysiąca słodkich zapachów. Barwne motyle krążą wesoło wokół kwiatów, a pszczoły brzęczą głośno, aby tą swoistą pszczelą pieśnią umilić sobie ciężką pracę zbierania miodu. 

Taki właśnie Świat zobaczył Królik, który, nie wiedzieć czemu, wykluł się z kurzego jajka, a nie jak inne królicze dzieci - urodził się w ciepłej norce. Mama Kura bardzo się zdziwiła, widząc to dziwne dziecko o długich uszach, dużych łapach, aksamitnym futerku w kolorze mlecznej czekolady i z wielkimi, błyszczącymi, brązowymi oczyma. Nic jednak nie powiedziała, poczuła tylko w głębi swego kokoszego serca, że kocha je wyjątkowo mocno i będzie musiała być bliżej niego, niż innych swoich pociech.  

         Królik wyjrzał na świat zza kawałków skorupek swego jaja i zachwycił się natychmiast. Pokochał Świat od pierwszego momentu i czuł, że Świat także go kocha. Jakże mógłby go nie kochać, skoro był tak cudny – kolorowy, rozmigotany, pachnący, świeży i radosny. 

        Rodzeństwo Królika było dla niego dobre, jednak on sam z każdym nowym dniem widział coraz wyraźniej, że jest inny, niż oni. Czuł, że nie tutaj jest jego miejsce. Zaczęła się w nim budzić tęsknota, ale nie był to ten rodzaj tęsknoty, który czujemy, gdy brak nam czegoś konkretnego. Królik tęsknił za nieznanym, chciał odkryć Świat i poznać go lepiej. Myślał o tym bardzo dużo, a każdego dnia więcej i więcej... Aż pewnego ranka nie potrafił dłużej sam poradzić sobie ze swoimi myślami i tęsknotą, zwierzył się więc Mamie Kurze ze swych pragnień. Mama Kura uważnie wysłuchała zwierzeń swego dziecka i zagdakała stanowczo: 

       - Ko, ko, kochanie! Myślę, że powinieneś raczej brać przykład ze swoich sióstr i braci i podążać za nimi. Tu jest nam przecież bardzo wygodnie! Masz rodzinę, bezpieczeństwo, mnóstwo pięknych widoków, nic Ci więcej nie potrzeba! – odpowiedziała zatroskana. 

       - Ale Mamo! Ja przecież nie jestem taki jak moje siostry i bracia! Jestem zupełnie inny! Mam długie uszy – słyszę więcej niż Wy, mam duże łapki – potrafię pobiec dużo dalej i szybciej niż Wy, mam ciepłe brązowe futerko – nie czuję wieczornego chłodu tak mocno jak Wy. Nie chowam się, jak tylko zaczyna się ściemniać, wręcz przeciwnie, uwielbiam hasać po zmroku. Mamo! Pozwól mi pokicać w Nieznane! Muszę zobaczyć, co za skarby skrywa Świat tam, gdzie mnie nie ma! 

        Kurza Mama już wiedziała, że nic nie może zrobić i że nie powstrzyma swego wyjątkowego dziecka przed odejściem. Nie pozostało jej nic innego, jak się zgodzić. 

      Królik był szczęśliwy i podekscytowany, ale zarazem trudno było mu zostawiać kochaną rodzinę. Wiedział jednak, że zostając tutaj, nie zazna spokoju. Stanął więc twarzą do wiatru – pachnący podmuch poruszył jego wąsikami. Królik wspiął się na tylnych łapkach, zastrzygł długimi uszami, obejrzał się na swoją kurzą rodzinę i ruszył przed siebie.  

Serce kurzej Mamy załopotało szybciej na widok oddalającego się Królika, ale tylko przez moment. Potem ścisnęło się bardzo szybko i boleśnie, a później znów biło normalnie – spokojnie i ostrożnie, aby mieć siłę do zmagań z wieloma zmartwieniami dotyczącymi kurczaczków. 

        Królik kicał wesoło kic, kic, kic. Trawa robiła się coraz gęstsza, a kwiaty zaczęły powoli znikać. Dotarł do granicy lasu. Las był imponujący. Królik czuł, że właśnie odkrywa kolejny skarb Świata. Stanął słupka, jak to wszystkie króliki mają w zwyczaju, złapał wiatr w wąsiki, zastrzygł uszami, obejrzał się za siebie, ale nie dojrzał już kurzej rodziny. Nabrał powietrza i ruszył w głąb lasu. 

       Długo kicał, aż w końcu się zmęczył i postanowił poszukać miejsca do odpoczynku. Nagle zauważył pięknego borowika, który miał dokładnie taki sam kolor, jak jego futerko.  

      - Wspaniale – pomyślał. – Świat jest nieprzewidywalny! Ten borowik będzie idealnym schronieniem dla mnie, bo nikt mnie tu nie zauważy! 

Przysiadł więc pod rozłożystym kapeluszem szlachetnego grzyba i zasnął. Śnił o cudach Świata. 

         Obudziło go natarczywe szarpanie za uszy i hałas. 

       - Ha, ha, ha!! Co za znalezisko! Król będzie rad z takiego pięknego króla!! Królik duszony w borowikach!! Ach, co za pyszności wniosą dziś na królewski stół! Doskonale! Tego właśnie potrzebowaliśmy na uroczysty obiad z okazji urodzin królewskiej córki! 

         - O nie! – pomyślał królik i nagle przez jego małą główkę przeleciało szybko wszystko, co widział, czuł, przeżył. Zdał sobie sprawę, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli, będzie dziś głównym daniem królewskiego stołu. 

Królik starał się wyrwać z rąk mężczyzny, ale, niestety, było to niemożliwe, ten uchwyt był silny, a ręce mocne i duże. Szamotanie nic nie dawało. 

          - To już koniec! - pomyślał w swojej małej króliczej główce. 

         Mężczyzna przyniósł Królika do pałacowej kuchni i chciał zamknąć w klatce. Wtedy serce zwierzątka ścisnęło się mocno, zebrał wszystkie swoje siły i wyskoczył wysoko do góry. Udało mu się wywinąć z mocnego uścisku. Wyskoczył tak wysoko, że mógł dotknąć sufitu, zrobił więc salto i odbił się mocno łapami w kierunku otwartego okna. Wyleciał przez nie prosto do koszyka pełnego jajek. Kilka z nich rozbiło się, gdy na nich wylądował. Zwróciło to uwagę królewskiej córki, która akurat przechodziła w pobliżu. Była ona niezwykle piękna, miała aksamitne, długie, czekoladowe włosy, jasną cerę i duże brązowe oczy. Jej wzrok padł na przerażonego Królika: 

      - Ach co za cudne stworzenie!!  Jak zabawnie wygląda na stosiku jaj w koszyku! To najpiękniejszy królik jakiego w życiu widziałam! Ma śliczny kolor futerka, zupełnie jak moje włosy...  

Królik siedział nadal w koszyku na jajkach i patrzył na Królewnę oszołomiony upadkiem i sytuacją, w której się znalazł. Dziewczynka zmarszczyła czoło, podparła bródkę, widać było, że o czymś myśli. Wreszcie uśmiechnęła się przecudnie i biorąc zwierzątko na ręce, rzekła:  

      - Mam dziś urodziny. Chciałabym, żeby to był mój prezent urodzinowy. Tak! Nie chcę żadnego innego prezentu! Chcę tego właśnie królika o czekoladowym futerku! Hi, hi, hi – zachichotała radośnie. 

          Królik odetchnął z ulgą. Wiedział, że to życzenie zostanie spełnione. I tak też się stało. 

    I tak Królik i Królewna zostali najlepszymi przyjaciółmi. Rozumieli się bez słów, nie odstępowali się na krok, jedno myślało najpierw o drugim, a dopiero potem o sobie. Królewna mówiła Królikowi o wszystkim, a on chociaż nic nie mógł odpowiedzieć, doskonale ją rozumiał. Dziewczynka pokazała mu wiele pięknych miejsc, począwszy od królewskiego ogrodu, kończąc na dalekich egzotycznych podróżach. Królik poznawał Świat tak, jak to sobie wymarzył. Skarby Świata zachwycały go coraz bardziej, ale nie zapomniał o swojej Mamie Kurze i rodzeństwie. Odwiedzał ich i zapraszał do siebie. Mama Kura radowała się ze szczęścia swego dziecka, była z niego dumna. 

Przyjaźń Królewny i Królika była piękna, czysta i silna. Cały dwór to wiedział i wszyscy poddani to wiedzieli, a że bardzo kochali Królewnę, więc szybko pokochali i jej zwierzątko. W końcu zaczęli nazywać królewską córkę Królewną Króliczką. 

Wiele lat później, kiedy w zamku królował już prawnuk Królewny Króliczki, opowiedział on swojej córeczce tę niezwykłą historię o człowieczo-króliczej przyjaźni. Mała dziewczynka wzruszyła się bardzo, zmarszczyła czoło, podparła bródkę, widać było, że o czymś myśli. Wreszcie uśmiechnęła się przepięknie (tak samo jak wcześniej uśmiechała się jej praprababcia) i rzekła: 

         - Musimy zrobić coś, aby nigdy o tym nie zapomniano! Ten królik był niezwykły, towarzyszył mojej prababci przez prawie całe życie i wiele dla niej znaczył, więc…. już wiem, co zrobimy! - poderwała się z fotela i pobiegła szukać nadwornego cukiernika. Kiedy go znalazła, oznajmiła: 

      - Cukierniku! Chciałabym, abyś zrobił dla mnie czekoladowego królika! Ma wyglądać jak prawdziwy piękny Królik z aksamitnym futerkiem! Powinien mieć także czekoladowe jajka do towarzystwa. 

          -  Dobrze Królewno, zrobię, co w mojej mocy. – przyrzekł. 

        Tak się złożyło, że następnego dnia wypadało Święto Wielkanocne. Cukiernik był bardzo poruszony, bo wiedział, że to od niego zależy, czy córka Króla będzie zadowolona. Pracował zamknięty w swojej pracowni cały dzień i całą noc. Królewna czekała w swojej komnacie podekscytowana i niecierpliwa, jak to mają w zwyczaju małe dzieci. Martwiła się, że cukiernikowi nie uda się odtworzyć piękna Królika przy użyciu samej czekolady mlecznej. Jednak w końcu się doczekała. Cukiernik, ocierając czoło, w końcu uchylił drzwi swej pracowni. Dzieło było skończone. Zawołano Królewnę.  

Dziewczynką otworzyła szeroko oczy i przyglądała się. Na złotej tacy stał czekoladowy królik otoczony takimi samymi jajkami. Efekt był zachwycający. Zwierzątko wyglądało jak prawdziwe – miał długie uszy, duże łapy, błyszczące futerko i lśniące oczy. Królewna aż klasnęła w ręce z zachwytu i powiedziała: 

         - Takiego właśnie czekoladowego królika chciałam. Jest idealny. Od tej pory zawsze chce dostawać taki deser na Wielkanoc. 

Tak też się stało i dwór przejął ten zwyczaj. A że lud lubił naśladować dworskie zwyczaje, wszyscy zaczęli wkrótce zamawiać na Wielkanoc w różnych cukierniach czekoladowe króliki i jajka. Dzieje się tak aż po dzisiejszy dzień. Dzielny Królik o czekoladowym aksamitnym futerku, który wykluł się z jajka, miał Mamę Kurę, zaprzyjaźnił się z królewską córką i zamieszkał w pałacu, jest z nami w każdą Wielkanoc. 

 

 

 

Koniec



bottom of page