top of page

Czy w tropikach może być smutno? Podróże jako forma oswajania świata 

  • Anna Kucio-Bogdan 
  • 1 dzień temu
  • 4 minut(y) czytania

 Anna Kucio-Bogdan 

 

Dla współczesnych turystów częstą motywacją do wyruszenia w podróż bywa chęć poznania nowych, egzotycznych kultur, pojmowanych, zgodnie z definicją słownikową, jako zewnętrzną w stosunku do własnej. Tęsknotę za przygodą rozbudza - od małego - dziecięca i młodzieżowa literatura przygodowa. Któż nie zna bohaterów takich jak Winnetou, serii podróżniczej o Tomku, przygód Phileasa Fogga? Zdarza się, że o wyborze tej czy innej destynacji w danym sezonie turystycznym decyduje moda.  

Pielgrzymowanie do różnych świętych miejsc zaczęło się już w średniowieczu. Od XVII wieku tzw. Grand Tour praktykowano w wyższych sferach jako osobiste doświadczenie i naoczne uzupełnienie klasycznej edukacji. Okazję do poznania zwyczajów panujących w innych krajach, nabrania ogłady i praktycznej nauki języków obcych. Równocześnie popularne były - tyle, że już dla innego odbiorcy – pobyty uzdrowiskowe. Jeżdżono - jak to wówczas określano - do wód, odkrywając walory lecznicze, gdyż jak od starożytności wiadomo, homo sanus per aquam est. Mówiło się także dawniej o uczonych, którzy brali udział w naukowych ekspedycjach, jak choćby tata tytułowej Basi z książki Awantura o Basię Makuszyńskiego. To, co pozornie wydaje się nam nowe, w istocie ma swoje korzenie gdzieś daleko w przeszłości. 

Nie cierpię podróży i podróżników. A oto zabieram się do opowiadania o moich wyprawach. Tak w pierwszych zdaniach swojego monumentalnego dzieła, które w tym roku świętuje siedemdziesięciolecie francuskiego wydania - Smutek tropików, napisał Claude Lévi-Strauss. Francuski uczony, badacz ludów i cywilizacji pierwotnych. Dalej wyjaśnia swoją niechęć w następujący sposób: Amazonia, Tybet, Afryka zalewają księgarnie w formie książek podróżniczych, sprawozdań z ekspedycji, albumów fotograficznych, w których troska o efekt jest na tyle dominująca, że czytelnik nie może ocenić wartości przytoczonych informacji, gdyż nie pobudzają one u niego zmysłu myślenia krytycznego. I dalej, nieco ironizując: bycie podróżnikiem polega obecnie nie na odkrywaniu faktów dotychczas nieznanych, lecz na przebywaniu wielkiej ilości kilometrów i gromadzeniu zdjęć fotograficznych i filmowych, dzięki czemu, jak pisze dalej, można mieć przez kilka dni salę zapełnioną tłumem słuchaczy, dla których frazesy i banały przemieniają się cudem w rewelacje. Zarzuca owym podróżnikom brak przygotowania do podróżowania, a także fragmentaryczność w przekazywaniu informacji i wspomnień. Z kolei amatorów podróżnych historii gani za karmienie się sensacyjnymi informacjami o „barbarzyńskich” obyczajach egzotycznych społeczności. 

W pierwszej połowie XX wieku niechęć do podejmowania podróży można wytłumaczyć utrudnioną logistyką oraz trudami pobytu, które autor opisuje na pierwszych stronach książki. Wymienia między innymi: konieczność znoszenia wielodniowych podróży statkiem, brak wygód, w tym własnego łóżka, surowe warunki higieniczne, przytrafiające się choroby. Natomiast praca badacza terenowego wymagała jeszcze samodzielnego zbudowania bazy. Lévi-Straussowi, jako naukowcowi, dane było podróżować - jak na niesprzyjające czasy i okoliczności - wyjątkowo dużo. Ameryka Południowa, Ameryka Północna, Azja.  

Francuski uczony żył w środowisku wielokulturowym. Urodził się w Brukseli w alzackiej rodzinie żydowskiej o artystycznych tradycjach. Dorastał w Wersalu i Paryżu, gdzie otrzymał klasyczne wykształcenie. Po odbyciu studiów filozoficznych i prawniczych na paryskiej Sorbonie, udał się w latach trzydziestych ubiegłego wieku do Brazylii, gdzie na zaproszenie uniwersytetu w São Paolo, najpierw nauczał socjologii, a następnie prowadził badania terenowe wśród Indian dżungli amazońskiej. Badał folklor i kulturę miejscowych Indian Bororo i Tupinamba. Opisał ich tradycje, święta, kulturę materialną, przedmioty, którymi posługują się na co dzień i od święta, maski, ceramikę, przedmioty rytualne. Próbował także opisać nieoczywiste aspekty ich kultury, takie jak wierzenia, strukturę i organizację społeczną. Do Europy powrócił na początku II wojny światowej, gdzie z racji na swoje żydowskie pochodzenie nie dane mu było długo pozostać. Zdecydował się przyjąć zaproszenie naukowców amerykańskich, a po wojnie objął stanowisko attaché do spraw kultury przy ambasadzie francuskiej w Waszyngtonie – co zapewniło mu światową rozpoznawalność, zwłaszcza w anglosaskim środowisku naukowym. 

Na podstawie swoich obserwacji twierdził, że funkcjonowanie społeczeństw niepiśmiennych i nieuprzemysłowionych jest dużo bardziej złożone niż może się wydawać uczonemu badaczowi czy niedoświadczonemu w nowym miejscu turyście.  

Wiele miejsca poświęcił w swoim tekście również tematowi, który jest bliski współczesnym podróżnikom - naturze. Niektóre opisy brazylijskiego wybrzeża brzmią wprost jak z folderu turystycznego: plaże z drobnego piasku, okolona palmami kokosowymi i wilgotną puszczą pełną orchidei, opierają się o ściany z piaskowca lub bazaltu, które bronią do nich dostępu wszystkiego -  prócz morza. W opisie tym piękno pejzażu przeplata się z refleksjami o bezlitosnej, poskramiającej przyrodę kolonizatorskiej działalności człowieka w postaci fabryk na świeżym powietrzu: kopalni złota i diamentów, plantacji cukru, kawy, bananów. [s. 95]  

W dziele Straussa znajdziemy wiele polemizujących odniesień do oświeceniowej kultury francuskiej. Dżunglę amazońską zestawia z krajobrazami północnej i południowej Francji, opisując wrażenia, których dostarczały mu smaki i zapachy Prowansji tudzież archeologia Bretanii i Normandii. Ukazywały się wtedy jego oczom również obrazy rodzimych, jakże różnych, pejzażystów Nicolasa Poussina i Henriego Rousseau. Pierwszy z nich, tworzący w XVII wieku, to autor subtelnych, łagodnych płócien, na których uporządkowany pejzaż przyciąga uwagę widza, a tym samym odciąga jego uwagę od treści głównej.  Drugi, XIX-wieczny prymitywista, w którego twórczości ważnym motywem jest dżungla, osiadł u schyłku życia w Burgundii. Porównywał krajobraz leśny Francji z amazońską dżunglą, nawet przyznał, że kiedyś lepiej orientował się w pejzażach Brazylii niż rodzimych górach i lasach. 

Claude Lévi-Strauss bywa czasem nazywany ostatnim lub jednym z ostatnich spośród wielkich myślicieli francuskich. Był świadkiem prawie całego XX wieku. Otworzył humanistykę na społeczeństwa nieznające pisma oraz zachodnich systemów filozoficznych. Społeczności te tłumaczyły funkcjonowanie świata w oparciu o mity, które w każdej kulturze mają tę samą funkcję - objaśnianie i opisywanie świata. Odkryta w średniowieczu i renesansie starożytność grecka i rzymska postrzegana była przecież przez długi czas właśnie jako egzotyczna. W pewnym sensie wyprzedził swój czas, a pod pewnymi względami nie pasował do swojej epoki. Choć krytykowano go za idealizowanie badanych społeczeństw, to on właściwie w ten sposób wyrażał swój smutek, gdyż obserwował zmierzch niektórych społeczności, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że świat stał się wielką monokulturą. 

 

Źródła:  

Le nouvel Observateur No 2269 mai 2008 Claude Lévi-Strauss Le dernier des géants 

Claude-Lévi-Strauss, Smutek tropików, PIW, Warszawa 1960 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page