Orkiestra kontrabasów
- Aleksander Jarnicki
- 30 mar
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 31 mar
Aleksander Jarnicki

Jak mawiają: „podróże kształcą”. Na początku lutego miałem okazję odwiedzić Bukareszt. To już trzeci raz, jak wizytuję tę pełną kontrastów stolicę Rumunii. Ostatni pobyt, mimo dość mroźnej aury, przebiegł bardzo udanie. Chociaż to miasto nadal nosi ślady długoletnich rządów komunistów i czasami przed oczyma pojawiają się rudery zamiast pięknych domów, do jakich przyzwyczaja nas polska rzeczywistość, to można odnaleźć tu specyficzny klimat wielkiej metropolii. Zachwyca dziewiętnastowieczna architektura z czasów początków Królestwa Rumunii, widać też rozwój gospodarczy kraju. Powstają nowe sklepy, biurowce, rozwija się sieć metra. A ponieważ zawsze podczas moich wyjazdów pragnę poświęcić trochę czasu na poznanie miejscowej kultury, wybrałem się do tutejszej filharmonii.
Położona w pięknym budynku Ateneum rumuńskiego (Ateneul Român) bukaresztańska instytucja dość przypadkowo zaproponowała mi koncert orkiestry kontrabasów. Miało to związek z jubileuszem pedagoga i muzyka pana Ștefana Thomasza. Jestem przyzwyczajony do orkiestry złożonej ze skrzypiec, wiolonczeli, sekcji dętej oraz perkusyjnej. Tym razem na scenie stanęło około 30 kontrabasów, aby zagrać prawdziwe hity muzyki klasycznej i filmowej. Usłyszałem i koncert Antonio Vivaldiego A-moll na dwoje skrzypiec, i „Arię na strunie G” Jana Sebastiana Bacha. Zachwyciłem się „Tańcami rumuńskimi” Belli Bartoka, a w prawdziwy zachwyt wprawiło mnie wykonanie „Libertanga” i „Oblivion” Astora Piazolli oraz znanego z filmu „Zapach kobiety” tanga Carlosa Gardela „Por una cabeza”.

Jak sprawić, że instrument, który kojarzy się głównie z dodatkowym basowym głosem, przejął rolę całej orkiestry? I czy to brzmienie nadal utrzyma założenia kompozycyjne utworu? Autor opracowań, profesor Ștefan Thomasz, wydobył z kontrabasu ciekawe, rzadkie brzmienie, zachowując przy tym piękno melodii. I jaką moc ma taka orkiestra! U Vivaldiego kontrabas przywołał mi na myśl ogromną burzę z piorunami, u Bacha ukazał piękny liryczny wiosenny poranek. Orkiestrę poprowadził Japończyk Daisuke Soga, który studiował u wspomnianego profesora w bukaresztańskim konwersatorium. Bisom nie było końca. A japoński dyrygent w pewnym momencie nawet zaśpiewał operowym głosem w towarzystwie kontrabasowej orkiestry.
Jak to dobrze, że wybrałem się w ten zimny, lutowy wieczór na koncert. Warto podczas podróży doświadczać takich odrobinę nietypowych muzycznych przygód.

コメント