top of page

Moja Floryda

Z powodu zamieszania ze szczepieniami dla młodzieży, jakie wywołali Włosi tuż przed feriami zimowymi, dosyć niespodziewanie zmieniliśmy wyjazdowe plany i znalazłem się pod koniec stycznia w krótkich spodniach na Florydzie.

Floryda jest stanem położonym na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych, leży na półwyspie o tej samej nazwie, otoczonym przez wody Zatoki Meksykańskiej na zachodzie i Oceanu Atlantyckiego na wschodzie. Floryda jest popularnym celem podróży wielu turystów ze względu na piękne plaże, dziką przyrodę oraz największe na świecie parki rozrywki: Dinseya i Universala. Turystów przyciąga także hasło, które mieszkańcy z dumą przyklejają na tablicach rejestracyjnych – The Sunhsine State. Zapowiada ciepło, dużo słońca i dobry klimat do odpoczynku.

Moją opowieść o Florydzie zacznę od tego, że pewnie jako dorosły mógłbym mieszkać na Florida Keys. To wyjątkowy archipelag złożony z 1700 wysp i wysepek koralowych. Wszystkie razem tworzą łańcuch o długości ponad 240 km, sięgając w głąb oceanu, aż 140 km do północnego wybrzeża od Kuby. Połączone są drogą i wieloma mostami. Keys’y to dla każdego miłośnika wodnych przygód marzenie. Można łowić wspaniałe ryby w krystalicznych wodach Zatokach Meksykańskiej. Można pływać łodziami, skuterami wodnymi, motorówkami i kajakami po płytkich wodach wokół lasów namorzynowych. Można nurkować i snorkelować w John Pennekamp Coral Reef State Park, na jednej z pierwszych i największych wysp Key Largo. Można odwiedzić największy na świecie szpital dla żółwi na wyspie Marathon, gdzie przywożone są na leczenie żółwie z całego świata.


Fot. Namorzynowe „lasy” oraz droga/most łącząca wyspy archipelagu Florida Keys (archiwum własne)


Na jednej z najbliżej wysuniętych na południe wysp, na Key West, mieszkał i tworzył w latach 30. XX wieku Ernest Hemingway. Do dzisiaj można zwiedzać jego piękną kolonialną willę, w której – podobnie jak za życia pisarza – zamieszkuje ponad 40 kotów. Noblista szczególnie kochał koty z polidaktylią (czyli z sześcioma palcami), bo wierzył, że przynoszą szczęście.

Fot. Rekwizyty z domu E. Hemingwaya oraz jego willa z zewnątrz (archiwum własne)


Florida Keys mają niezwykły, pełen spokoju i kontaktu z naturą, klimat. Są jednak bardzo zróżnicowane. Obok kolonialnej elegancji Key West są dzikie i niezamieszkałe Dry Tortugas, piękne białe plaże sąsiadują z namorzynowymi bagnami. W sumie to połącznie daje niezapomniane wrażenia.

Kolejne miejsce w moich wspomnieniach zajmują Miami i Miami Beach. Miami to ogromne miasto z wieloma wysokimi budynkami, przypominające inne amerykańskie miasta. Ma największy na świecie port, w którym cumują potężne (i zatruwające niestety środowisko) wycieczkowce.

Miami jest miastem, w którym żywo obecna jest sztuka. Warto odwiedzić muzeum sztuki nowoczesnej Pérez Art Museum, które koncentruje się na wystawianiu kolekcji o wpływach latynoskich i afroamerykańskich. Innym ciekawym muzeum jest Institute of Contemporary Art. Sztuka zaczyna się w nim od parkingu.


Fot. Fasadagarażu Institute of Contemporary Art w Miami (własnearchiwum)


Unikalne są również Wynwood Walls – muzeum grafitti na wolnym powietrzu. Wiele ścian budynków pokrytych jest dziełami najsłynniejszych światowych twórców tego rodzaju obrazów.

Z Miami jest tylko kilka kilometrów i kilka mostów do Miami Beach. Miami Beach to odrębne miasto, z szerokimi plażami, palmami i promenadami. W okolicach Ocean Drive na South Beach, znajduje się Art Deco Historic District. Składa się z ponad 800 budynków i budowli powstałych w latach 1923-1943. Budynki są w pastelowych kolorach, z charakterystycznymi łukami i liniami. Znakiem rozpoznawczym Miami Beach są też kolorowe domki ratowników na plażach. Również w stylu Art Deco.

Fot. Domki ratowników na plażach w Miami Beach (własne archiwum)

Ostatnim punktem na mojej liście TOP 3 na Florydzie jest Przylądek Canaveral, z centrum lotów kosmicznych NASA i kompleksem Kennedy Space Centre. Wizyta w tym miejscu pokazuje, jak wiele problemów i barier musiał pokonać człowiek, żeby zmierzyć się z kosmosem. Zwłaszcza, że było to w czasach, kiedy trajektorię lotu rakiety wyznaczano na tablicy, za pomocą zapisywanych kredą wzorów matematycznych. Wielkie wrażenie zrobił na mnie prom kosmiczny Atlantis, który był używany jeszcze do 2011 roku. Dzisiaj zawieszony jest w ogromnym budynku, z otwartymi drzwiami swoich ładowni. Wcześniej przez 26 lata latał w kosmosie.

Fot. Prom kosmiczny Atlantis oraz rakieta Saturn V (archiwum własne)


W Centrum Kennedyego można uczestniczyć w Shuttle Launch Experience, co pozwala poczuć się tak, jak astronauci startujący niegdyś w promie kosmicznym. Jest tu również największa rakieta, jaka kiedykolwiek poleciała w kosmos, czyli Saturn V. Rakieta ma 111 metrów długości. Nie sposób nawet zrobić jej dobre zdjęcie. Jest to jedna z trzech rakiet Saturn V, jakie pozostały do dziś w Stanach Zjednoczonych. W Centrum można zobaczyć także wystawy upamiętniające katastrofy kosmiczne: nieudaną misję Apollo 1, a także katastrofy promu kosmicznego Challenger i wahadłowca Columbia.

Oprócz centrum dla turystów, na Przylądku Canaveral jest nadal aktywne centrum kosmiczne. Średnio co 2-3 tygodnie można uczestniczyć w starcie prawdziwych nowoczesnych rakiet i statków kosmicznych, na przykład Space X Elona Muska.

Na zakończenie ciekawostka. Floryda odkryta została w 1513 roku przez Juan Ponce de Leóna. Nadał jej nazwę „La Florida”. Po pierwsze dlatego, że krajobraz był piękny przyrodniczo, a także dlatego, że był okres Wielkanocy, który Hiszpanie nazywali „La Pascua de las Flores”. Gdybym dzisiaj ja odkrywał Florydę, to nazwałbym ją pewnie Aguarida. Od być może obchodzonego gdzieś w świecie latynoskim święta wody, powiedzmy „La Fiesta del Agua”. Bo to woda, a nie kwiaty i słońce, jest „magicznym składnikiem”, który sprawia, że na Florydę chce się wracać.



Maks Remiszewski

Comments


bottom of page