top of page

Między nauką a sztuką, czyli jak to jest z tym coachingiem?

   Im mniej coach robi,

      tym więcej może się wydarzyć.

          Tu chodzi o bycie, a nie o robienie.

              John Whittington „Ustawienia systemowe w coachingu” 

 

         Coaching... Od początku, od kiedy zaistniał jako pojęcie związane z rozwojem osobistym, zaczął budzić kontrowersje i można przypuszczać, że tak już zostanie... I jest to zadziwiające, bo coaching (formalnie rzecz ujmując) jest procesem, w którym kluczową rolę pełni zadawanie pytań, a przecież pytania człowiek zadaje, odkąd zaczął werbalizować swoje potrzeby. To właśnie zadawanie pytań prowadziło przez ciekawość do dociekania, przez definiowanie problemu do odnajdowania rozwiązań, przez poszukiwanie wiedzy do powstawania dziedzin naukowych, przez potrzebę rozwiązania trudnych zagadnień i sytuacji do szeroko pojętego rozwoju ludzkości/człowieka.

         Dlaczego zatem zajęcie polegające na zadawaniu pytań, będących kluczem do rozwoju kultury i cywilizacji, jest tak pogardzane i wyśmiewane w niektórych kręgach i budzi u niektórych ludzi najgorsze skojarzenia? Skrajni w swych ocenach opiniodawcy kwestionują wręcz potrzebę istnienia coachingu.

         Jednym z powodów jest zapewne to, że ten „wynalazek” rozwoju osobistego zaczął powszechnie funkcjonować w obszarze biznesu, jako narzędzie mające na celu zmotywować pracowników korporacji do osiągania efektywności. Skojarzenie to zrujnowało reputację coachingu i raz na zawsze przykleiło mu etykietę zjawiska postrzeganego (poza branżą trenerską i coachingową) jako mentalne narzędzie „wyzysku”. W tym kontekście coaching jest postrzegany co najmniej ambiwalentnie.

         Ta jego zła sława wydaje się trendem bardzo krzywdzącym dla tej szlachetnej idei zadawania pytań, które sprzyjają osiągnięciu celów (to ostatnie sformułowanie w przybliżeniu stanowi definicję coachingu).

         Osiąganie celów. Hmm. I tu tkwi przyczyna niechęci części ludzi do coachingu. Osiąganie celów jest bowiem obarczone wysiłkiem intelektualnym (wymaga decyzji, konsekwencji, wytrwałości, będąc tym samym wysiłkiem nie tylko mentalnym, ale wręcz fizycznym w sensie energochłonności i intencjonalnego uruchomienia i podtrzymywania działań), a nasz mózg w „ustawieniach fabrycznych” jest niechętny do „wysilania się”. Dlatego właśnie, aby zmobilizować się do realizacji naszych celów, potrzebujemy motywacji, a ta z kolei wymaga odpowiedzenia sobie na pytanie, jakie są moje potrzeby i pragnienia (które mogą przekładać się na cele) oraz jak wytyczyć szlak, który prowadzi do ich spełnienia/zrealizowania. (Teraz staje się jasne, dlaczego realizacja cudzych celów jest tak niesamowicie trudna i energochłonna, a czasem wręcz wypalająca, a już na pewno – nużąca.)

         Efektywne wytyczanie drogi do realizacji (najlepiej własnych) celów może zatem odbywać się przy pomocy pytań profesjonalnego coacha, czy też poprzez autocoaching (który także bywa pożytecznym narzędziem, jednak wymaga posiadania przynajmniej podstawowej wiedzy, jak działa ten proces i jak się skutecznie nim, jako narzędziem, posługiwać; warto tu dodać, że w pojedynkę trudniej wyjść z tzw. tunelu poznawczego, czyli poszerzyć pole swojej świadomości).

I wreszcie zbliżamy się do tytułowego pytania: czy coachingowi bliżej do nauki, czy do sztuki.

         Pytania może zadawać każdy, nawet kilkuletnie dziecko zadaje ich niemal setki dziennie. Nota bene, pytania dzieci także mogą nas stymulować do przemyśleń i refleksji (czasem autorefleksji). Profesjonalny coaching ma jednak swoją strukturę, popularnym nurtem jest opracowane naukowo podejście GROW, gdzie każda litera oznacza jakiś termin: G – Goal (czyli Cel), R – Reality (czy Rzeczywistość, innymi słowy: „co mamy teraz, jaką sytuacje”?), O – Option (czyli Opcje, jakie mamy do wyboru), wreszcie W – czyli Way (Droga, którą wybierzemy i sposoby, w jaki będziemy realizować nasze poczynania). Oprócz tego mamy setki formalnych narzędzi, używanych podczas procesu coachingowego, w którym klient (tzw. coachee) określa etapy oraz sposoby realizacji celów i przybliża się do ich osiągnięcia. Z punktu widzenia uczestnictwa obu stron (coacha i coachee) w ustrukturalizowanym układzie, zasadne jest interpretowanie coachingu posiadającego wyraźne reguły, wzorce postępowania i procedury, jako naukowo opracowanego i empirycznie przetestowanego narzędzia psychologicznego.


    Każdy adept kursu coachingowego te reguły i struktury oraz konstrukcję formalną prowadzenia procesu musi poznać i mieć je przysłowiowo w „małym palcu”, zarówno w teorii, jak i w praktyce. Także po to, aby po jakimś czasie bycia coachem... pozwolić sobie o niej zapomnieć i (ewentualnie, bo niektórzy zawsze pozostaną rzemieślnikami „z młotkiem i linijką”) zacząć uprawiać SZTUKĘ coachingu.

    Tak, coaching może być sztuką, gdy trafi się coach-artysta. Jest wielce prawdopodobne, że każdy doświadczony i utalentowany coach z długim stażem może pójść w swojej profesji w stronę sztuki. Bo sztuka coachingu zaczyna się tam, gdzie struktura jest w głębokim tle, a coach zaczyna pracować “sobą”, czyli ściślej, swoimi zasobami. W pojeciu art-coachingu mamy na myśli inicjowanie procesu twórczego (a potem już tylko podtrzymywanie go, ponieważ dobrze zainicjowany toczy się sam :P). Tu rolę odgrywa, jak w sztuce: talent, intuicja, wnikliwość, refleks, zdolność do „czytania” wskazówek, kreatywność, wsłuchiwanie się w natchnienie. Kluczowa jest umiejętność słuchania. Czyż nie jest to uprawianie sztuki?

  Warto tu dodać, że dobrze przeprowadzony proces coachingowy prowadzi do znaczącego poszerzenia pola świadomości klienta i co za tym idzie, wydobywa zasoby potrzebne do dokonywania zmian oraz przynosi widoczne owoce w postaci konkretnych działań. U coachee wzrasta motywacja, poczucie sprawczości, wiara w swoje możliwości, chęć do wdrażania swoich pomysłów w życie, maleje natomiast opór wywołany lękiem przed zmianą. Docelowym efektem procesu jest dokonanie zmiany w życiu osobistym, zawodowym, może to być także poprawienie funkcjonowania w procesie przygotowywania się do ważnych egzaminów, czy innych przedsięwzięć wymagających dużych nakładów pracy. Efektem może być także wzrost umiejętności zarządzania sobą w czasie lub lepsze zarządzanie sobą w stresie. Generalnie rzecz ujmując, rozwijamy swoje kompetencje miękkie. Bariery stają się mniej dokuczliwe, dostrzegamy nowe możliwości, zwiększa się elastyczność naszego myślenia. Zwiększa się tym samym potencjał do realizowania swoich celów, do szeroko pojętej samorealizacji.

Formalnie rzecz biorąc, istotą coachingu jest zadawanie pytań, ale tak naprawdę jest to uważne słuchanie. Gdy ktoś naprawdę nas słucha całym sobą, stymuluje nas to do maksymalnej mobilizacji mentalnej. Padają pytania i odpowiedzi, ale proces przemiany coachee dzieje się “pomiędzy słowami”.

Czyż nie jest to fascynująca przygoda?

   Na zakończenie dodać wypada, że warto doświadczyć coachingu na własnej skórze, do czego gorąco zachęcamy. To może być bardzo uskrzydlające spotkanie z samym sobą, w towarzystwie profesjonalisty od zadawania trafnych pytań. 

bottom of page