"Kiedy wszystko inne zawiedzie, dajcie za wygraną i idźcie do biblioteki" (Stephen King, Dallas '63).
Na początku była idea, dawno temu jakiś człowiek pomyślał o maszynie, która zapamięta i policzy… Ludzie zaprojektowali zatem „maszynę liczącą i przetwarzającą dane” i to było dobre. W końcu człowiek wstawił ogromne komputery do pomieszczeń w różnych instytutach i firmach i stało się to wstępem do dziejowej rewolucji… Komputery te były wielkie, jak cały pokój, a ich procesory miały (jeszcze!) niewielką moc. Maszyny te wypluwały tony perforowanego papieru, a na nim tkwiły tajemniczo zakodowane treści i to nadal zapowiadało się dobrze. Gdy jednak pierwszy elektroniczny list (e-mail) poszedł w świat do swego adresata, runęła moc papierowego przekazu (i to już nie wiadomo, czy było do końca dobre), a gdy połączono razem wiele odległych od siebie komputerów i stworzono Internet, nastąpił przewrót na miarę Kopernika, który „wstrzymał Słonce, ruszył Ziemię”. I to było fascynujące i świat się tym zachłysnął. A czy to wyjdzie nam na dobre, przyszłość pokaże…
I tu zaczyna się nowa historia, dzieje świata, w którym „Nie ma Cię w Internecie, to nie istniejesz.”
Inwazja niemal nieskończonej, trudnej do wyobrażenia ilości danych (dla których zabraknie chyba niedługo nazw jednostek bajtów;P) trwa i są one rejestrowane w każdej nanosekundzie w niezliczonych i kolosalnych serwerowniach. Mechanizmy segregowania i wyszukiwania danych są niemal doskonałe. Od tego procesu nie ma już odwrotu, mógłby go zatrzymać tylko jakiś kataklizm (brak energii zasilającej maszyny?) na Ziemi.
Jak w tym wszystkim funkcjonuje biblioteka, której idea jest o wiele, wiele starsza, niż idea przetwarzającej dane maszyny?[1]
Powie ktoś: biblioteka jest już tworem zbędnym, ponieważ informacje przechowywane są na serwerach, porządkowane są przez algorytmy i w zasadzie wyczerpuje się idea udostępniania czegokolwiek „ręką” istoty ludzkiej”. Tak, jak niegdyś wyczerpała się idea przekazywania opowieści przez opowiadaczy, którzy zapamiętywali całe epopeje.
Czyli co? Zdigitalizować zbiory, rozdać użytkownikom loginy i hasła (oczywiście wg kategorii zapotrzebowania na określone informacje i wg zasobności portfela ewentualnie) i zamknąć instytucję, która zalatuje kurzem i świeci pustkami? Po co marnować przestrzeń i zatrudniać ludzi, gdy ich pracę mogą wykonać maszyny? Czy to naprawdę takie proste – zamknąć biblioteki na klucz lub przerobić je np. na salony gier?
W moim przekonaniu, ten informacyjny szum i gąszcz, obecny też w nowych mediach, a może zwłaszcza tam, jest nie do wchłonięcia dla przeciętnego zjadacza informacji. Wydaje się, że nasze przebodźcowane mózgi nie są w stanie nadać hierarchii takiej „Niagarze” informacji. Wprawdzie nadać informacjom kontekst meta, czyli określić, co to za dane, i jaką mają strukturę i zawartość merytoryczną - to, i owszem, mogą zrobić booty. Ale one tylko posegregują i skatalogują i – oczywiście – zaserwują odpowiedniemu klientowi daną treść, a co z oceną wartości przekazu?
Kto określi wartość danych w skali merytorycznej i nada im hierarchię ważności oraz PRAWDZIWOŚCI. Kto informację oddzieli, rozróżni od wiedzy?
I tu właśnie (przynajmniej w tym momencie dziejowym) potrzebny jest taki specyficzny specjalista, zwany bibliotekarzem/bibliotekarką.
W pozytywnej wizji roli biblioteki w czasach nowych mediów, bibliotekarz może zaprzestać pilnowania i wydawania zbiorów (bo to zadanie można śmiało powierzyć maszynom). Sztuczna inteligencja może dane rejestrować, tagować i serwować. Natomiast to właśnie bibliotekarz jest (na razie) specem od „mierzenia” wartości i rzetelności informacji, oraz od szukania adekwatnej wiedzy na dany temat (a nie porcji przypadkowych informacji, które serwuje wyszukiwarka). Żadna wyszukiwarka nie zastąpi bibliotekarza, który może dokonać analizy, co jest ważne, wartościowe, rzetelne i istotne w tej działającej 24h/dobę oraz 7 dni w tygodniu informacyjnej dżungli danych zapisanych na wirtualnych macierzach.
Warunkiem jednak, aby bibliotekarz przetrwał, musi być jego postawa, którą w skrócie można zdefiniować jako lifelong learning - termin ten oznacza konieczność „stałego podnoszenia poziomu wykształcenia, ciągłego poszerzania swoich kompetencji, w celu przystosowania się do zmiennej i nieprzewidywalnej rzeczywistości, a także sprawnego wykorzystywania wielu możliwości, jakich dostarczają nowoczesne technologie” [2]; Zatem – mamy już postać idealnego bibliotekarza czasów „nowych mediów”. A jak ma wyglądać idealna biblioteka?
Bez wątpienia (i to już nie od tej chwili) jest to biblioteka multimedialna i multi-funkcjonalna (w której dyrygentem i orkiestrą jest bibliotekarz, biegle wykorzystujący wszystkie dostępne zasoby, aby pomóc użytkownikom nie tylko znaleźć, ale i zweryfikować rzetelność odnalezionych informacji).
Co to oznacza w praktyce ta multimedialność? Otóż, oznacza to, że materiały biblioteczne są dostępne w wielu postaciach: w wersji papierowej (nadal niektóre tego wymagają), w pełnotekstowych cyfrowych bazach wiedzy (do których biblioteka powinna mieć wykupiony dostęp, przynajmniej do wybranych, potrzebnych czytelnikom, którzy akurat z takiego rodzaju biblioteki korzystaj), że posiada najnowszej klasy wydajny sprzęt komputerowy, tablety, drukarki 3D itd., że bibliotekę widać na Facebooku i na Instagramie (przynajmniej w tych dwu mediach), że bibliotekarze są biegle zaznajomieni z nowymi mediami i nowymi technologiami w ogóle i mogą pomóc starszemu pokoleniu z korzystaniu z tych narzędzi, a młodych ludzi wspierać w robieniu tego w bezpieczny sposób (zakładamy, że bibliotekarze są przeszkoleni w zakresie cyber-bezpieczeństwa).
Same obiekty biblioteczne mogą pełnić wielorakie funkcje: są centrum multimedialnym, które serwuje kursy dokształcające w różnych dziedzinach, związane także z obsługą mediów i integruje społeczność (mowa zwłaszcza o bibliotece publicznej), zachęcając do udziału w różnych imprezach, piknikach, festynach, spotkaniach w „realu”.
Nowoczesna biblioteka w czasach nowych mediów łączy zatem w swych działaniach dwa nurty: nurt tradycyjny – inicjowanie różnorakich spotkań ludzi w „realu” i wymiany myśli między nimi, a także udostępnianie (dopóki tylko będzie zapotrzebowanie) papierowych materiałów oraz dbanie o rzetelność informacji, i wreszcie nurt nowoczesny: bezustanny samorozwój, kształtowanie kompetencji różnych grup wiekowych w zakresie obsługiwania nowych mediów i upowszechniania wiedzy na temat ewentualnych zagrożeń, które potencjalnie stwarzają oraz udostępnianie wiedzy na platformach wirtualnych.
Tylko biblioteki działające w taki sposób zatrzymają swe godne miejsce w medialnej dżungli, w której toczy się nasze życie. Tylko idąc z duchem czasu (narzędzia, kompetencje, rzetelność) i pielęgnując, a także promując wartości (szacunek dla wiedzy, literatury i kultury), można zachować ideę biblioteki, dla następnych pokoleń. Czy to się uda – odpowiedź jest w każdym z nas.
Biblioteka w Birmingham – Wielka Brytania
Biblioteka publiczna w Kansas City, USA
Przypisy:
[1] Z autopsji pamiętam, z jakim buntem bibliotekarzy spotykała się tzw. komputeryzacja bibliotek w latach 90. ubiegłego wieku. Wynikało to przede wszystkim ze strachu przed nowinkami technologicznymi i koniecznością zdobycia nowych kompetencji w zakresie obsługiwania urządzeń elektronicznych. Im mocniej proces już nawet nie komputeryzacji, ale digitalizacji, czy też cyfryzacji zbiorów wchodziły w strukturę działania bibliotek, tym więcej było zarówno zachwytów, jak i wątpliwości. Te pierwsze dotyczyły ilości danych, jakie można przetworzyć i udostępnić i błyskawicznie wyszukać, te drugie zaś były podszyte obawami, że papier zostanie całkowicie wyparty przez wirtualizację.
[2] Cytat za: „Co to jest lifelong learning”(Gazeta SGH) 7.05.2023
Bibliografia
Nowoczesne biblioteki: jakie zmiany zaszły na świecie w bibliotekach publicznych? Co zawdzięczamy technologii? - National Geographic (national-geographic.pl) z dnia 17.05.2023
Źródła fotografii: Najpiękniejsze biblioteki świata - poznaj najlepsze miejsca do czytania... (polszczyzna.pl) z dnia 17.05.2023
Comments